piątek, 27 marca 2015

Co ja w nim widziałam?

To był początek studiów.
Był zabawny, zwariowany, ironiczny. Dogryzał mi i  robił to z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Na początku go nie znosiłam. Odmawiałam mu wszystkich spotkań, a on wytrwale dzwonił. Nie potrafiłam wyobrazić sobie spędzenia z nim ani chwili sam na sam, drażniło mnie, kiedy znajdował się w odległości bliższej niż 15 metrów ode mnie.

Któregoś letniego wieczoru, myślę, że był to lipiec (dokładnie pamiętam jaką miałam na sobie sukienkę i że kupiłam ją na początku lipca), zainicjował spotkanie.  Mówił, że będą wszyscy nasi wspólni znajomi, pomyślałam "cóż, czemu nie".
Umówiliśmy się w centrum, ok 22. Jak prawdziwi studenci, poszliśmy na piwo. We dwójkę - wspólni znajomi to była przynęta, na którą dałam się złapać.
Usiedliśmy w ogródku słynącej z dobrego piwa piwiarni i zaczęliśmy rozmawiać. Chłopak, którego dotychczas nie trawiłam, z każdym zdaniem wydawał się ciekawszy. Opowiadał o swoich przygodach, chwytał moje specyficzne poczucie humoru. Chyba wtedy go polubiłam.
Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, a ja zaczęłam myśleć o nim zdecydowanie zbyt często.

Wydawał się taki wolny i szalony. Myślałam, że przy nim mogłabym robić wszystko to, czego dotychczas bałam się spróbować w pojedynkę. Przejechać Europę na stopa, nie planować niczego z wyprzedzeniem, dać ponieść się chwili, żyć i niczym się nie martwić.

Jak to w moim życiu uczuciowym bywa, któregoś dnia przestał się odzywać. Zrobiłam wśród znajomych wywiad i szybko odkryłam, że znalazł sobie dziewczynę. Nie byłam nią ja, rzecz jasna.

Docierały do mnie sporadycznie informacje na jego temat, coraz to dziwniejsze, a moje serce szło w zaparte - myślałam o nim dzień i noc, ponad rok. No dobra, prawie dwa.

Jak na każdego palanta przystało, zdarzyło mu się zadzwonić do mnie przypadkowej nocy, pijanemu w sztorc, z zapytaniem czy nie chciałabym masażu. Zdarzyło mu się także, jak każdemu palantowi, napisać mi pijackie, grafomańskie SMSy w środku nocy. Oczywiście przeczytała je jego dziewczyna, która od tej pory nienawidzi mnie całym swoim sercem. Mnie. Nie tego palanta.

Z biegiem czasu (po jakichś dwóch latach) zupełnie przestałam o nim myśleć. Po prostu mi przeszło, a może zakochałam się w kimś innym. Przestał śnić mi się nocami, przestałam wyobrażać sobie nasze wspólne podróże na stopa po Europie, które mogłyby mieć miejsce, gdyby mnie nie olał. Choć o nim nie myślałam, za każdym razem, kiedy ktoś opowiadał mi o jego perypetiach, zaznawałam dziwnego ukłucia w żołądku. Nie umiem tego nazwać, coś jakby tęsknota połączona z żalem i ciekawością.

Jakiś czas temu wpadłam na niego przypadkiem. Jako, że czas wyleczył rany, potrafiłam bez kłucia w żołądku rozmawiać z nim, ba! żartować i dogryzać sobie jak podczas wieczoru, kiedy go niepotrzebnie polubiłam. Nie robił na mnie wrażenia, ale kiedy spotykam dawnych znajomych, zawsze jestem głodna newsów z ich życia.
Z każdą minutą był coraz bardziej żenujący. W myślach pytałam co ja w nim widziałam?

Postanowiliśmy wracać jedną taksówką. W którymś momencie palant chwycił mnie z całej siły i wraz z okropnym, piwnym oddechem, próbował wepchnąć mi język w gardło. Szarpałam się, wyrywałam, biłam, ale cóż - skubany miał siłę w rękach. Zaciskałam usta i odwracałam głowę, a on nie przestawał. Kiedy samochód zatrzymał się pod moim domem, wybiegłam z niego oszołomiona. CO JA W NIM WIDZIAŁAM?! To zwykły frajer, dzieciak, cham. Dwa lata. Dwa lata myślałam, że to taki fajny chłopak i było mi smutno, że mnie nie wybrał.

Gdyby ta sytuacja wydarzyła się na początku studiów, byłabym wniebowzięta. Zakładam, że nie wyrywałabym się z jego objęć, tylko dotykała dłońmi nieba, czując się najszczęśliwszą kobietą na świecie.  To, czego chcesz, przychodzi do ciebie zawsze inaczej, wcześniej, później, w niedoborze, w nadmiarze [Jakub Żulczyk Ślepnąc od świateł]. Kiedy go nie chciałam, wydzwaniał. Kiedy go zechciałam, bez najmniejszej odwagi, odwrócił się do mnie plecami.
Kiedy na siłę próbował mnie pocałować, a ja czułam jedynie obrzydzenie, rzuciłam w przestrzeń głośne dziękuję, że wyszło, jak wyszło.


Ta historia nauczyła mnie jednego. Jeśli ktoś nie jest nam pisany, nie warto wylewać za nim łez. Nie warto zadręczać się i na siłę usprawiedliwiać losu. Jeśli z kimś nie jest nam po drodze, nie należy szukać winnych. Jeśli siła przyciągania oddala nas od siebie, a nie zbliża, to znak, że coś jest na rzeczy. Nawet jeśli w danym momencie wydaje nam się, że los wbija nam w serce nóż.

Drogi Losie, dziękuję ci, że trzymasz mnie z dala od takich palantów.

(Źródło: littlepawz.tumblr.com)
 Facebook

poniedziałek, 23 marca 2015

Związek? Nie, to tylko moja przyjaciółka

Kiedyś wystarczyło się pocałować na trzeciej randce i było się parą. Teraz można ze sobą sypiać i być dla siebie nikim. 

To jest... To mój... Kolega, znajomy, przyjaciel, kochanek, taki chłopak, dobry kumpel - niepotrzebne skreślić. 

Niby takie to było dla wszystkich śmieszne, kiedy Typowy Seba (Anglik powiedziałby in his late 30s, ja powiem po trzydziestce) zapytał, czy widziałabym siebie jako jego kobietę. 
Śmieszne? Dla mnie ani trochę. 

Mogę się założyć, że gdyby Wiktor przedstawiał mnie swojej mamie, nazwałby mnie przyjaciółką. Przyjaciółka to kobieta, z którą sypiasz/zwykłeś sypiać, ale nie jesteś pewien, czy odwzajemnia twoje uczucia. A jeśli nie darzysz jej szczególnymi uczuciami, nazywasz ją koleżanką. 

Jeśli spędzam z kimś czas, biorę go pod uwagę w kolacji i śniadaniu, ba! w planach wakacyjnych lub świątecznych, to powinnam móc mówić o nim Mój Facet z taką samą łatwością, z jaką on chwali mój tyłek. 
A jednak jakiś sznur zaciska gardło. 

Pamiętam, jak spotykałam się z Damianem. W moim odczuciu, od miesięcy byliśmy parą. Któregoś wieczora poruszyłam temat bycia razem, powiedział, że nie jest na to gotowy i już się więcej nie spotkaliśmy.
Ahaaaaa, więc my jednak nie byliśmy razem! Był moim przyjacielem! Byliśmy kolegami, przyjaciółmi, znajomymi, albo innym słowem, określającym parę, w której jedna ze stron nie jest gotowa nazwać cię partnerem, za to jest gotowa robić z tobą wszystko to, co robią pary. Byle się nie określać.

Dlaczego chęć bycia z kimś w związku staje się tematem tabu? Dlaczego to nieodpowiednie budować w głowie wspólne plany? Dlaczego nie wolno mówić wprost chcę z tobą być; podobasz mi się; nie jestem gotowy na związek, ale bądź przy mnie, potrzebuję czasu?

Może i łatwiej jest powiedzieć przestał się do mnie odzywać, niż zerwał ze mną. Może człowiek ma mniejsze poczucie porażki, kiedy stracił z kimś kontakt, a nie rozstał się.
Dla mnie to jeden pies. Mam wielu kolegów, nie mam zamiaru budzić się obok nich.


    (źródło 10wallpaper)
 Facebook

czwartek, 19 marca 2015

Przypływy i odpływy


Spróbowałam popatrzeć na świat czarno, lub biało. Chuj, nie potrafię. Tak, wiem, to dobrze. Powiesz: świat ma wiele barw, i nie mówisz, o odcieniach szarości. Mój pełen jest kolorów, których niejeden mężczyzna nie potrafiłby nazwać. Ja chyba też nie potrafię.

Na przykład nie potrafię nazwać tego, co czuję w tej chwili do Wiktora.

Gdybym miała powiedzieć jaką jest barwą, byłby rdzą. Rdzą, która osiadła na różowej karoserii tego, hm, związku.
Jest ciemnym granatem morza, rozbijającego fale o brzeg. 
Spowitym mrokiem horyzontem, który kończy się blisko brzegu, a dalej jest już tylko dźwięk i wyobraźnia.

Pojechałabym nad morze. Usiadła na piasku i przysypała nim stopy. Napawała oczy pasmem nieregularnej fali, która nie jest piękna, ale cieszy, bo jest. Zobaczyć przypływ. A później go odczuć.

Odpływasz jak zabawkowy stateczek. Rzucany przez wodę raz dalej, raz bliżej. Tracę cię z oczu, a później przyciągam na sznurku, zupełnie nie wiem, dlaczego. Ta zabawa nie cieszy, nie rozwija. Nie daje ani radości, ani smutku. Nudzi mnie i jest przedłużana na siłę.

Ale smutno by tak - nikogo nie kochać. O nikim nie śnić, za nikim nie tęsknić. 
Gonię marzenia, nie ciebie, Wiktorze.
Widzę jak toniesz, puszczam powoli twą dłoń.


(Źródło: pictures.4ever.eu)

poniedziałek, 16 marca 2015

Zapraszam, jesteś niemile widziana.

Bycie ładną rodzi więcej problemów niż przyjemności. Mało która kobieta ma w sobie tyle pewności siebie, by przyjaźnić się ze ślicznotką; zapraszać ją do swojego domu i pozwalać jej pić wino ze swoim mężczyzną.


Hanka przyszła do Justyny i Tomka na proszoną kolację. Mieli piękne mieszkanie, urządzone w bieli i ciemnym drewnie. Pierdółki, szkatułki i kwiaty. Tuziny kwiatów wypełniających wielkie, minimalistyczne przestrzenie. Justyna i Tomek byli parą jak z obrazka - ona piękna, on przystojny. Na jej serdecznym palcu błyszczało 5 oszlifowanych karatów, otulonych białym złotem. Mogę się założyć, że wewnętrzna strona obrączki mówiła na zawsze Twój i na zawsze kursywą.
Hanka zdjęła buty i postawiła na wycieraczce w korytarzu. Wolałaby mnie polerować osnutą w lajkrę stópką ich parkietu, ale widocznie był to parkiet lubiący dotyk delikatnej lajkry. Tomasz  pomógł mi zdjąć płaszcz i powiesił go na wieszaku, a Justyna zmierzyła mnie z góry na dół. Nie spodobałam jej się.


Przy stole siedziało trzech mężczyzn i cztery kobiety. W prostym rachunku - o jedną Hanię za dużo. Druga Hania trzymała za rękę Norberta, a Martyna i Mariusz, z którymi przyszłam, interesowali się tylko potężną kolekcja winyli Tomka, ustawionych równo obok gramofonu.
- Haniu, naprawdę pyszna sałatka! - zachwycił się Tomek, unosząc widelec do góry.
- Tak, nie pomyślałabym o takim połączeniu składników - wtórowała mu Justyna.
- A kiedy ty ostatnio zrobiłaś sałatkę? - jej narzeczony zakpił z ustami pełnymi warzyw.
- To ile to już będzie od waszych zaręczyn? - Postanowiłam rozluźnić atmosferę - opowiedzcie jak to wyglądało!


Siedziałam na mahoniowym parkiecie, opierając się plecami o białą ścianę, a w czubek głowy łaskotała mnie zwisająca z parapetu paprotka. Miałam wrażenie, jakby jakieś małe, futerkowe zwierzątko bawiło się moimi włosami i nie wiem, co było mniej komfortowe - to uczucie, czy pełen nienawiści wzrok Justyny, uzupełniony nieszczerym półksiężycem brzoskwiniowych, wąskich ust.
Justyna była wysoką brunetką z dużym biustem. Ubrana w łososiową, rozkloszowaną sukienkę, odsłaniającą jędrne udo. Z dekoltu wystawała czarna koronka jej biustonosza, a szyję zdobił złoty wisiorek z zaczepionym poprzeczne krzyżem. Nie zakładałabym go mając na palcu pierścionek z białego złota.
Atmosfera stawała się z każdym żartem Tomka coraz gęstsza. Uśmiechał się do mnie po kumpelsku widząc, że tylko mnie szczerze bawią jego żarty. Dolewał mi wina i pytał o moją pracę, a Justyna siedziała naburmuszona. Nie czułam się komfortowo, ale wiedziałam, że problemem nie jestem ja, tylko zazdrość o narzeczonego i niska samoocena - bądź co bądź, bardzo ładnej kobiety.


Nie rozumiem tego. Kobiety zawsze traktują mnie jak rywalkę, tak jakby moją jedyną ambicją było odbijanie cudzych narzeczonych. Ten schab jest wyśmienity, ale wolałabym spróbować twojego chłopaka - nonsens.
Tak, przyszłam na kolację sama. Tak, wyglądam ładnie, piję wino, żartuję z twoim narzeczonym. Ale nie, nie chodzę po przyjęciach, by znaleźć sobie męża, albo - tym bardziej -  komuś go skraść.


Bycie ładną rodzi pewne problemy. Bycie ładną i samotną, zawęża grono znajomych.

                                               (źródło: Pinterest)
Facebook

czwartek, 12 marca 2015

Tak, oczywiście. Wierzę.

Być może to dar, a może przekleństwo, ale wiem, kiedy ludzie kłamią. 

Pierwszy raz zdałam sobie z tego sprawę, kiedy okłamała mnie koleżanka w piątej klasie podstawówki. 
Umówiłam się z nią na spacer i było to wielkim wydarzeniem, bo pierwszy raz w życiu miałam wyjść sama o 17, a skoro była zima, na dworze było już szaro, ciemno i ponuro. 
Chowana pod kloszem Hanka, była podekscytowana i trochę zestresowana. To wydarzenie miało na długo zostać w jej pamięci, jako kulminacyjny moment wejścia w świat dorosłych. Czuła, że nie może nikogo zawieść i oczywiście musi na siebie uważać
Umówiła się z Magdą pod szkołą i czuła się ważna - szła załatwiać swoje sprawy. Sama. W mrok. 

Chodziła wokół szkoły pięć, dziesięć, piętnaście minut. Nie miała zegarka, ale wiedziała, że minęło sporo czasu, bo nie czuła już palców ani u rąk ani u nóg, a na dworze było już zupełnie ciemno. 
Na boisku pod szkołą chłopcy grali w nogę, podczas gdy kilka wyrośniętych dziewczyn im skandowało. Były uśmiechnięte, zadziorne, i nie nosiły czapek i rękawiczek, a ich buty miały obcas. Hanka spojrzała na swoje odbicie w szkolnym oknie. Pierwsze od lewej na parterze, to musiała być sala nr 15. 
W niebieskiej, puchowej kurtce wyglądałam jak bałwanek, a błękitna czapka wyglądała głupio tym bardziej, że z jej czubka zwisał na cienkiej nitce jeden, smutny, czarny pomponik. Zimowe buty obszyte były ciepłym i miękkim futerkiem, a modne sztruksy rozszerzały się ku dołowi. 
Patrzyła na swoje odbicie wyobrażając sobie, że przyjaciółka stanie za nią i przywita ją ciepło.

Magda nie przyszła. 

Pierwsze "dorosłe" wyjście z domu, okazało się dla Hanki porażką. Wróciła do domu zażenowana i ze spuszczoną głową. Włączyła bardzo głośno ulubiona płytę polskiego, rockowego zespołu i zamknęła drzwi od pokoju.
- Haniu, dzwoni Magda! 
Ze łzami w oczach podeszła do telefonu, a rodzice przyglądali się jej, próbując odgadnąć, co się wydarzyło. 
- Nie, nie mogę wyjść za 15 minut. Trudno. Tak, umówimy się. Cześć. - Odłożyła słuchawkę i się rozpłakała. 

Zawsze wiem, kiedy ktoś kłamie. Wiem, że nie ma jeszcze czternastej, jest 13:56. Wiem, że nie przyszłaś na spotkanie celowo. Wiem, że nie pasuje mi prosta grzywka, a plisowana spódniczka mnie pogrubia. Wiem, ze nigdy nie chciałeś zbudować ze mną związku. 

Wiem i robię wielkie oczy mówiąc "naprawdę?!", a Ty przytakujesz.

                                                (foto by Julian Bangoner)
Facebook

poniedziałek, 9 marca 2015

Mój Książę może mieć czarnego konia

Siedziały po turecku na kocu w czerwono-białą kratę. Powietrze pachniało wiosną.
Patrzyły na spokojne jezioro i gałęzie drzew, kołysane lekko przez chłodny wiatr. Dwójka dzieci biegała wokół nich, a grupka nastolatków piła piwo na pomoście, mocząc stopy w jeziorze.

- Przystojnego i bogatego, przystojnego i bogatego, daj mi Panie Boże - Jolka złożyła ręce jak do modlitwy i uniosła wzrok ku niebu.
- Uważaj o co prosisz, bo się jeszcze spełni - wymamrotałam.
- No to niech się spełni! Aha, niechaj będzie bogiem seksu, z wielkim...
- STOP - przerwałam Jolce, zakrywając oburącz uszy.
- Z wielkim sercem, zboczeńcu!
- Tak Jolka, ty i serce. Chyba z diamentów, na twojej szyi.
- No wiesz, jeśli będzie przystojny i bogaty, to na pewno!
- Daj spokój, masz marzenia jak siedemnastolatka. Przystojny i bogaty, naprawdę? A mam ci przypomniec Typowego Sebę?
- Haaaaaa zapomniałam o Typowym Sebie! Jak to było, co się nie ODDZYWASZ?
- Taaak a dokładniej: Co się nie oddzywasz? Byłem dzisiaj w banku, mówię babce że jak to nie chce mi dać kredytu hipotetycznego? Mam 70 tysięcy w gotówce. A ona do mnie, że takie procedury. To ja do niej mam ci zrobić zdjęcie tych pieniędzy kobito? - cytowałam niskim głosem, marszcząc czoło i gestykulując. - Nadal chcesz, żeby był tylko przystojny i bogaty? Czy ma się jeszcze oddzywac z sensem?
- Przypomniałaś mi, że nie chcę jednak żadnego. - Jolka powiedziała zachrypniętym głosem.

Zatopiłam dłonie w delikatnej trawie. Ruszałam nimi na boki, pozwalając zielonym źdźbłom falować między palcami. Przystojny, bogaty, mądry, zabawny, wysportowany, gentleman, troskliwy, wyrozumiały, nienarzucający się, tajemniczy, szczery, oddany, wrażliwy, macho i tak dalej. To wszystko brzmi jak test Jaki będzie twój mąż, na 18 stronie Cosmo.

Wyobrażamy sobie ideał, a i tak ideałem okaże się jego zupełne przeciwieństwo.
Wolisz sukienke uszytą przez maszynę - z przewidywalnym szwem, błyskawicznym zamkiem? Czy tę szyta dniami i nocami przez projektanta, z niepowtarzalną skazą i kroplami potu zmęczenia i łez wzruszenia na odwrocie?
Chcesz coś ładnego jedynie z zewnątrz, niewartego swojej ceny, przewidywalnego, czy mniej doskonałego, ale za to tylko dla ciebie?

Marzenia o księciu z bajki są głupie.

- Jolka, ja nie chcę już więcej przystojnych i bogatych. Wiesz, kogo bym chciała?
- Zaskocz mnie.
- Faceta, który mnie wzruszy.

(źródło: Pinterest)
Facebook

piątek, 6 marca 2015

Będę grała w grę

- Jarek idzie dzisiaj na piwo do kolegi, więc pomyślałam, że się na niego obrażę, to kupi mi jutro coś ładnego. - Nela powiedziała uśmiechnięta.
- Co? Planujesz z wyprzedzeniem, kiedy się na niego obrazisz? - Hanka zdziwiła się - jeśli ci to przeszkadza, nie możesz powiedzieć mu, że nie lubisz, kiedy zostawia cię samą, czy coś?
- Ale mi nie przeszkadza, że on wychodzi. - Nela patrzyła na mnie twarzą pozbawioną emocji.
- To już nic nie kumam.
- Początkowo chciałam zostawić mu w kuchni czteropak piwa i napisać karteczkę "kocham cię misiaczku", ale pomyślałam, że jak się na niego obrażę, to on zacznie mnie przepraszać i zgodzi się na wszystko, co zechcę. A chcę nową sukienkę - Nela mówiła z takim spokojem, jakby opowiadała o ziemniakach, które obrałaby do obiadu, gdyby gotowała.
- I często tak robisz? Jak czegoś chcesz od Jarka, to udajesz obrażoną, a on się przed tobą płaszczy? - zapytałam.
- No tak, on nie lubi, kiedy się złoszczę.

Nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy nie zdarzyło mi się obrazić na partnera nawet wtedy, gdy rzeczywiście miałam ku temu powody. OK, obrażanie się to nie moja rzecz.
Ale udawać, żeby coś dostać od mężczyzny? To tak działają szczęśliwe związki?
Wybaczcie panowie, ale jesteście głupi i naiwni.

A nie, nie, zaraz. To ja jestem głupia i naiwna. Ale już wiem, teraz moje życie będzie łatwiejsze. Podczas sobotniej randki spróbuję się obrazić na Patryka. Mam nadzieję, że nie przyniesie mi kwiatka, bo wyjdę na jeszcze większą kretynkę, niż być może jestem.
-Jak mogłeś?! Przecież ja nie na wi dzę goździków!
Żartowałam, nie wiem co mówi obrażona kobieta. Czy w ogóle coś wtedy mówi?


Guzik prawda Panowie, że chcecie kobiety, która pogra z wami na Xboxie, będzie wyrozumiała i wyluzowana. Wy potrzebujecie czuć na szyi jej oddech. Bać się wrócić do domu o 10 minut za późno i nie daj boże z piwnym oddechem.

(źródło: Pinterest)
Facebook

niedziela, 1 marca 2015

Nie pamiętam

Nie pamiętam jego twarzy. 
Nie potrafię przypomnieć sobie jak wygląda, nie odtwarzając w myślach jego zdjęć. Wiem jaki ma kolor oczu, na pamięć mam wykutą sieć jego zmarszczek, tworzących ten rozkoszny szkic, wiem o silnie zarysowanej szczęce i perfekcyjnym uśmiechu. 
Ale wtedy, kiedy siedzieliśmy naprzeciwko siebie w Bike cafe i jadłeś zupę, nie pamiętam Twojej twarzy, Wiktorze. 
Jak czekałeś ze mną na pociąg i uśmiechaliśmy się, bo tej nocy pierwszy raz się kochaliśmy, nie pamiętam Twojej twarzy, Wiktorze. 
I wiem, że było miło i fajnie, ale nie umiem widzieć Ciebie tak, jakbyś stał naprzeciwko mnie.
A kiedy przebiegasz przez ulice i pamiętam to tak dokładnie, to widzę tylko Twoje silne plecy. 
I wtedy, gdy leżałam naga obok Ciebie, a Ty głaskałeś moje plecy tak delikatnie, miałam zamknięte oczy. I gdybym wiedziała, ze nie będę pamiętać Twojej twarzy,Wiktorze, to bym ich wtedy nie zamykała.

                    (źródło: Flickr)
Facebook