poniedziałek, 25 maja 2015

Budowanie relacji w trosce o samą siebie

Pamiętam, jak zaczynałam nową szkołę i podeszła do mnie jedna dziewczynka.
Stałam sama. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i trochę się bałam, że powtórzy się koszmar poprzedniej szkoły, w której byłam przezroczysta w kierunku do nielubiana. Szkoły, w której nikt nie wiedział, że lubię się śmiać, piszę wiersze i spędzam dużo czasu z moją rodziną, która jest naprawdę klawa.
Podeszła do mnie dziewczynka o brązowych, długich włosach, ubrana w modny sweter z Big Stara i zapytała na jednym wdechu i w jednostajnej tonacji - gdzie byłaś na wakacjach bo ja w Chorwacji?
- w Tunezji. - odpowiedziałam cicho, ale z przekonaniem.

To zabawne, ale ani wtedy ani nigdy później nie byłam w Tunezji. W ogóle mnie tam nie ciągnie, a tamtego lata byłam z rodzicami nad polskim morzem i było cudownie. Teraz mówię głośno, że uwielbiam polskie morze i mam w dupie Tunezję, ale wtedy nie mówiłam.

Jakoś nie potrafię znaleźć równowagi. Kiedyś byłam nieśmiała i starałam się nie wdawać w dyskusje a teraz, jeśli już coś powiem, to zbyt dosadnie, zbyt szczerze, zbyt głośno, zbyt stanowczo.
Pewnie dlatego utrzymuję częstszy kontakt z ludźmi, których znam po 13, 15 lat, a silna paczka ze studiów okazała się paczką wysłaną drogą morską za pośrednictwem Poczty Polskiej - jeśli nie utonie, to dopłynie ograbiona ze wszystkiego, co cenne.

Po studiach wydawało mi się, że zbudowałam dorosłe, trwałe relacje z ludźmi, których darzę ogromną sympatią. A okazało się, że w dorosłym życiu relacje budują się same tylko na chwilę i aby przetrwały dłużej, potrzeba zaangażowania obu stron. Dlatego kiedy próby kontaktu ze znajomymi kończą się lakonicznym "u mnie ok", nie chce mi się walczyć. Dlatego wiem, że przyjaźń z moją przyjaciółką to relacja, nad którą obie bardzo dużo pracowałyśmy i pracujemy. W której nauczyłyśmy się mówić "nie mam weny żeby dziś rozmawiać" i rozmawiamy za parę dni, bo szanujemy swoją indywidualność i to, że przyjaźń to nie są kajdany. Jeśli idziemy zjeść, nie musimy iść na kompromisy co do lokalu, możemy posiedzieć w jednym, a później drugim miejscu. Jeśli chcemy czegoś innego, nie poświęcamy się, by później wypominać, tylko szukamy najlepszego rozwiązania (ostatecznie nie jesteśmy przecież bliźniętami syjamskimi). Chwilę zajęło nam nauczenie się zrozumienia, mówienia wprost nie zawsze miłych rzeczy i wreszcie - bycia sobą i akceptowania swoich największych dziwactw. Gadać o wszystkim i o niczym, ale też milczeć bez zawstydzenia.

Zmierzam do tego, że relacja z drugim człowiekiem nigdy nie przychodzi sama. Związek z rodziną,  partnerem, kumplami, to ciężka praca i pierwsze pytanie brzmi "czy chcę tę pracę podjąć?"

Najpierw zaczęłam pracę nad sobą, by nie wstydzić się swoich upodobań, opinii, przeżyć. By nie być małą Hanią, która myśli, że to co ma ktoś, jest zawsze lepsze niż to, co ma ona.

Później nauczyłam się rezygnować z toksycznych znajomości. Odchodzić, nie zabiegać za kimś, kto nie wykazuje inicjatywy (szkoda, że nie nauczyłam się tego przed poznaniem Wiktora), nie przywiązywać się.

Teraz uczę się zostawać, jeśli warto.

źródło: animals-zone.com

piątek, 22 maja 2015

Całuj mnie weekendowo

Ludzie tak rozdają te pocałunki, jak "dzień dobry" wchodząc do sklepu. Począwszy od tych w policzek, na namiętnych kończąc.
Byłam z przyjaciółką u niej w pracy, gdzie witała i żegnała się z kolegą buziakiem w policzek. Wszystko gra. Ale kiedy jej kolega chciał dać mi buziaka, cofnęłam się. Może i jestem przewrażliwiona, może mam większą niż inni przestrzeń osobistą, a może nie odczuwam potrzeby wymiany buziaków z obcym facetem.

O dziwo, częściej niż buziaki, dostrzegam wymianę pocałunków francuskich. Albo brzydko i potocznie mówiąc, wymianę śliny. Fuj. 
Stoję na parkiecie, a wokół całują się obcy sobie ludzie. Pierwszy z pierwszą, drugi z pierwszą, druga z pierwszym. Piąteczek, poszukiwanie utraconej czułości. Akurat wstali od biurka, akurat nie są na siłowni, akurat w pobliżu nie ma nikogo znajomego - poczujmy się zakochani.

Żadne z nich nie jest gotowe na związek, nie ma czasu, nie ma miejsca na półce w łazience na drugą szczoteczkę. Chcą wolności i pocałunków.

A później żegnam się z kolegą, a on zaczyna mnie całować, jakbyśmy zakochali się po raz pierwszy. Gdyby nie moja dezorientacja, zgięta w kolanie nóżka sama dygnęłaby do góry, unosząc stopę ku niebu.

A tak odeszłam zdezorientowana, nie wiedząc, czy kolega walczy z samotnością, dał ponieść się chwili, czy może marzył o tym o tym od dłuższego czasu. A może, jako samotna kobieta, zwyczajnie sprowokowałam go do tego, by rozdał mi odrobinę weekendowej namiętności?

Weekendowa namiętność. To wszystko, na co nas stać?


poniedziałek, 11 maja 2015

Niezniszczalna

Myślałam, że nie mam prawa do bycia słabą. Prawa do łez, pomyłek, złego samopoczucia, choroby, niewiedzy, gniewu, niedoskonałości.
Tłumiłam w sobie wszystkie złe emocje.
Nie pozwalałam sobie na błędy i... to był największy błąd.



Hanka, która wpada w wir pracy, musi być zawsze najlepsza. Nie chodzi tylko o ambicje, i tak nie lubi swojej pracy. Ani tej pierwszej, ani drugiej, ani trzeciej. Pracuje, bo nie chce pozwolić sobie na bycie bezużyteczną, zbyt leniwą, zależną finansowo.
Kiedy chcę zjeść dobry obiad w restauracji, jem dobry obiad w restauracji, a kiedy chcę napić się dobrego wina, kupuję sobie dobre wino. Nie potrzebuję do tego ludzi, poza osobami, które mi je sprzedają, wyprodukują, dowiozą do sklepu, ale im za to płacę, niczego nie dostaję za ładne oczy.

Kiedy Wiktor zostawił Hankę z krótkim SMSem na do widzenia, rzuciła telefonem o podłogę i się rozpłakała. Pierwszy i ostatni raz po rozstaniu. Kiedy otarła łzy, podniosła telefon i położyła się do łóżka. Choć ból rozrywał jej serce, a w głowie pojawiały się setki scenariuszy, jak rozwiązać daną sytuację, nie zrobiła nic. Jestem silna. Jesteś silna.
Chciałam powiedzieć, że jest mi smutno, przykro, że może da się to jeszcze naprawić. Chciałam zapytać, co jest powodem twojej decyzji, chciałam usłyszeć to prosto w twarz.
Co zrobiłam? Nic. Nic, bo byłam silna.

Kiedy ktoś prosi mnie o pomoc, rzucam swoje mniej ważne sprawy i pomagam. Słucham, naprawiam, radzę, znoszę, rozwiązuję, jestem na czas tam, gdzie obiecałam. Dotrzymuję słowa ludziom, którzy mnie zawiedli i pewnie jeszcze nie raz zawiodą.
To zabawne. Ludzie rzucają krążkiem w kolorze złota i srebra chorym dzieciom, bezdomnym, narkomanom i myślą, że zbawili świat. Dajemy 2 złote na chore dzieci, których nie znamy i które nawet tych pieniędzy pewnie nie ujrzą, a nie dotrzymujemy słowa najbliższym ludziom. I nazywamy siebie dobrymi ludźmi. Myślimy, że takie sztuczne gesty zrobią z nas człowieka.

W końcu dotarło do mnie, że mogę być słaba, zmęczona, nie w humorze, bez weny. Mogę się mylić, mieć ochotę oglądać ze swojego łóżka białe chmury, które zmieniają kształt pod wpływem wiatru i nie odbierać w tym czasie telefonu. Co jest ważniejsze, niż te piękne chmury, to świecące słońce, to że leżę na łóżku przykryta mięciutkim kocykiem?
Kto jest ważniejszy ode mnie, że resztkami sił wykonuję mu przysługę? Kto pogłaszcze mnie po głowie, kiedy pozwolę sobie rozpaść się na drobne kawałki, kiedy przerosną mnie obowiązki i wypracowana przez lata niezależność?

Obiecałam sobie, że jeśli zechce mi się płakać to stanę, ukryję twarz w dłoniach i się rozpłaczę. Obiecuję sobie, że jeśli ktoś mnie zrani powiem mu, że mnie zranił i pozwolę sobie z tym nie radzić.
Łudzę się, że to większa odwaga, niż bycie zawsze niezniszczalną.


(Źródło: wallpapercup.com)