piątek, 31 lipca 2015

Dawać się ranić z paraliżującej tęsknoty - polecam 2/10.

- Ten kretyn w czerwonej czapeczce to ja. - Telefon zawibrował w rytm bicia serca.
Tak, jakbym nie pamiętała, jak wyglądasz - pomyślała. A jednak nie pamiętałam.
Założyła na siebie najbrzydsze ubrania - czarne rurki, t-shirt z wizerunkiem Betty Boop i Air Maxy - żeby nie myślał, że się dla niego stroję; pod spód koronkowy, pudrowo różowy biustonosz i seksowne majteczki podkreślające jej super zgrabny tyłek - na wszelki wypadek.

Stał do mnie tyłem. Przez chwilę myślałam, że czas się zatrzymał; korzystając z okazji chciałam odwrócić się i uciec z powrotem do mieszkania, ale skoro powiedziałam A, muszę powiedzieć B.
Kurwa mać jak ty pachniesz.
Przepadłam. Wpadłam jak w toń lodowatą, bezkres wzburzonego oceanu, serce biło zbyt szybko, motyle w brzuchu trzepotały zbyt mocno.

Gdybym była twoją żoną, byłabym równocześnie najbardziej i najmniej szczęśliwą kobietą na świecie. Jesteś jak amfetamina, wypełniasz nozdrza dając mi 200% mocy, by następnego dnia zostawić mnie na okrutnym zjeździe. Dajesz mi radość i sińce pod oczami. Euforię i rozpacz, śmiech i łzy, przyciągasz mnie i odpychasz.

Będę wchodzić do tej rzeki, choć paraliżuje zimnem me stopy i zabiera zdolność poruszania się. Może i mam poukładane życie, otacza mnie porządek i harmonia, potrafię wszystko załatwić i dostaję to, o co się staram. Ale kiedy pojawiasz się się ty, zachowuję się jak wypełniona sianem kukła, chcę powiedzieć to, co leży mi na sercu a zamiast tego tańczymy rock'n'rolla w twoim salonie, szukając wśród książek miejsca na obroty. Nagradzam cię za wszystko, co robisz źle. Jestem idiotką i najgorsze jest to, że pretensje mogę mieć tylko do siebie. Jestem jak psycholog z depresją, uzależniony od środków przeciwbólowych lekarz, strażak ginący od płomienia zapalniczki.

foto: Alexander Yakovlev

niedziela, 26 lipca 2015

Odpychająca



7:50. Budzi mnie smród palonego przez sąsiada papierosa. Najpierw wypełnia mi nozdrza, po chwili osiada na moich włosach, pościeli i firankach. Nie mija 15 minut, a fala nowego skręta z siana i słomy rozmywa się w atmosferze mojego pokoju. Mieszkam w dyskotece. W sali dla palących. Pod palcami zamiast satynowej pościeli zaczynam czuć lepki, okrągły odcisk szklanki. Nie zdziwiłabym się, gdyby prawa dłoń, wycelowana kiepem w moje okno miała tkwić tam cały dzień, zaś lewa wierciła w sekundowych odstępach czasu dziury w betonie i mojej głowie. Mimo wszystko, dobrze być w domu. Najchętniej bym go dziś nie opuszczała, choć powinnam była w nim zostać wczorajszego wieczora.

Idziemy wszystkie razem potańczyć - rzuciły hasło koleżanki z pracy. Cóż. To idziemy.

Zawsze zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak skoro inne, niektóre nawet bardzo, bardzo brzydkie dziewczyny mają w klubach wzięcie, a ja nie za bardzo. Cieszy mnie święty spokój i nienawidzę pijackiego oddechu obcego, wieszającego się na mnie kolesia, więc nie narzekam. Ale jedno jest pewne - twarzą nie odstraszam, ruchami raczej też nie. Co jest ze mną nie tak?

Ruda, krótkowłosa Kama przyprowadziła ze sobą kumpla - przeciętnego wzrostu, krótko ostrzyżony  dwudziestoparolatek w szarej bluzie, w skrócie - powietrze lub jeszcze jedna ściana w pomieszczeniu. Tańczę niby w kółku, niby na uboczu, trochę sama a jednak zaczepiana puszczaniem oczek przez koleżanki. Otwieram oczy i zauważam jak Kama rozkłada ręce na znak bezradności. Prawdopodobnie Ściana bezskutecznie próbował zaprosić mnie do tańca. Ktoś tam obok mnie tańczył, nie wiedziałam, że był to Ściana i jego przećwiczony przed imprezą ruch godowy. Miałam nadzieję, że to w końcu jakiś podmuch wiatru w dusznym i zatłoczonym klubie.

Na zewnątrz zaczepia nas grupka facetów w obciachowych koszulach w kratę, z jeszcze bardziej obciachowymi twarzami i najbardziej obciachowymi tekstami wieczoru. Koleżanki uśmiechają się i droczą, kiedy wyrywa mnie z zamyślenia głos:
- Ona nam nie powie gdzie się wybierają.
- Słucham? - Wywracam oczami.
- Jesteś z tych wrednych dziewczyn. Stoisz i robisz miny.
- Aha. - Wywracam oczami.

Nagle dociera do mnie, jak bardzo gardzę każdym mężczyzną w odległości 4 kilometrów ode mnie. Uświadamiam sobie, że oni wszyscy o tym wiedzą.

Marzył mi się powrót do domu, marzyło mi się, aby ktoś w tym domu na mnie czekał, chwycił mnie w ramiona i powiedział, że nie jestem wredna, lecz przepełniona słodyczą i kobiecym wdziękiem. Że nikt, tylko ja tak uroczo i że delikatnie, tu i teraz, najmocniej, miło.

Obejmuję z czułością kubek porannej zielonej herbaty, otulona miękkim szlafrokiem, całowana przez spokojne dźwięki muzyki. Nie potrzebuję niemiłych słów, nieodpowiednich ludzi, złych opinii.


(źródło: leopardheels.blogspot.com)

wtorek, 21 lipca 2015

Sex z litości?

- Dziewczyny, przespałyście się kiedyś z jakimś facetem z litości?

Wspólny shopping stał się dla nich comiesięcznym rytuałem. Zawsze w okolicach wypłaty, kiedy to żadna sukienka nie wydaje się zbyt droga, Jolka, Martyna i Hanka spędzały w galerii handlowej kilka godzin.

- Hm... - Hanka zawiesiła wzrok w wirującym pod sufitem, dużym wiatraku na co najmniej 30 sekund - a co dokładnie  masz na myśli mówiąc z litości?
- No wiesz, nie chciałaś się przespać, ale się przespałaś, bo na przykład było ci go szkoda, albo obiecałaś, czy coś - Martyna szukała w naszych oczach aprobaty.
- Ja przespałam się kiedyś z kolegą mojego młodszego kuzyna. Stare dzieje, bardzo za mną biegał, a ja gówniarza olewałam, ale jak dowiedziałam się, że jest prawiczkiem pomyślałam, że dam mu najlepszy prezent pod Słońcem. Myślę, że dzięki mnie jakaś kobieta będzie miała baaaaaardzo udane życie seksualne - Jolka była dumna jak paw.
- Słuchajcie, mam takiego kolegę z Zakopanego. Kiedyś u niego byłam kilka dni, wydawało mi się, że złapaliśmy dobry kontakt. Krótko przed tym, jak zaczęłam umawiać się z Danielem, przyjechał do mnie; tłukł się 7 godzin, bo był jakiś wypadek na drodze, później jeszcze zerwał u mnie w salonie karnisz, bo nadepnął na zasłonkę, a podczas kolacji zadławił się i z braku oddechu aż pociekły mu po policzku łzy. Było mi go tak szkoda, bo wiecie jak to facet - chciał wypaść przede mną jak prawdziwy macho... Do tego jeszcze - Martyna zarumieniła się na twarzy, ewidentnie nie chcąc kontynuowac historii.
- Co?! Mów! - Szukałam pikantnych szczegułów.
- Do tego chciał mnie pocałować, a ja się tego nie spodziewałam i akurat odwróciłam głowę, a on pocałował... - Martyna schowała twarz w dłoniach - pocałował mnie w ucho. Cała ta jego wizyta była tak żenująca, że wieczorem zaciągnęłam go do łóżka, po czym powiedziałam, że muszę jutro pilnie wyjechac z miasta.
- A było chociaż fajnie? - Jolka posłała nam tajemniczy uśmiech.
- Było okropnie... - Martyna znów ukryła twarz w dłoniach - było okropnie, a mimo to zrobiliśmy to jeszcze nad ranem. Dziewczyny, było mi go tak szkoda, że czułam że muszę! Po prostu muszę pójść z nim do łóżka, żeby wracając w te swoje góry, jechał jak zdobywca, macho, wielki pan małej kobietki. Zrobiłam to z litości,  a teraz on do mnie pisze, wydzwania, wysyła mi swoje zdjęcia jak stoi przed lustrem w łazience i się pręży, a ja jestem z Danielem, zresztą nawet gdybym z nim nie była, to Góral jest ostatnim facetem, którego chciałabym jeszcze kiedykolwiek dotknąć.
- Trudno, takie rzeczy się zdarzają, Marti. Zmień numer, albo zablokuj go na Facebooku. - Hania starała się jak mogła.
- Albo wyślij mu seksowne zdjęcie, a później przepadnij jak kamień w wodzie. Należy mu się, pomyśl, że przynajmniej spaliłaś dzięki niemu trochę kalorii. - Jolka puściła nam oczko i ruchem głowy dała znak, że pora na mierzenie szpilek.

  (źródło: motywacja-blog.pl)

Powiązane notki:
Nie ufaj facetowi, który nie chce cie przeleciec
Całuj mnie weekendowo

niedziela, 19 lipca 2015

Zobacz, to jest moje dziecko

Ze spełnianiem marzeń jest trochę jak z pokazywaniem swojego dziecka. Generalnie wszyscy się cieszą, ale mają to trochę w dupie. Fajnie, że się rozwijasz, fajnie, że coś robisz, oby ci się wiodło, powodzenia -> bardzo ładny szkrab, no no niech rośnie zdrów, podobny do mamusi, ale szybko rośnie. A później każdy wraca do swoich obowiązków i nie myśli o twoich marzeniach, nie myśli o twoim dziecku.

I nie ma w tym niczego złego. Miło, jeśli ktokolwiek chociaż przez pięć minut pochylił się nad czymś, co go nie dotyczy i powiedzmy sobie szczerze - nie obchodzi.

Hanka wróciła od rodziców totalnie zmęczona. Zmęczona na tyle, że zapowiedziała, że następnym razem przyjedzie na Boże Narodzenie. Rodzice są najfajniejsi na odległość, kiedy za nimi tęsknisz i myślisz sobie, że masz najwspanialszych rodziców na świecie.
A kiedy odbywasz z nimi kolejną rozmowę, w której cię totalnie nie rozumieją czujesz się, jakbyś znów miała 15 lat, masz ochotę założyć glany, przyczepić na agrafce do torebki naszywkę "każdy inny wszyscy równi", trzasnąć drzwiami i nigdy nie wrócić. Ale później wyjeżdżasz i myślisz, że są naprawdę fajni, jedyne co musisz zrobić to ograniczyć kontakt do rozmowy na zasadzie  "u mnie dobrze, pogoda ładna".

Moim dzieckiem są moje plany, moje starania, rzeczy nad którymi skrupulatnie pracuję. Chciałabym ubrać je w różowy płaszczyk i złote kolczyki. Chciałabym nadać im imię, kształtować je po swojemu, patrzeć jak z każdym dniem dojrzewają i nabierają własnego charakteru. Chciałabym, by każde spełnione marzenie dostawało 80 lajków na Facebooku i było podobne do mamy, chciałabym każdy sukces celebrować zdmuchnięciem świeczki z tortu i lampką owocowego Piccollo. Chciałabym, żeby ludzie zatrzymywali się i mówili "niuniuniu jak pięęęęęknie hihihi". Chciałabym, żeby rodzice byli ze mnie dumni.

Tylko po co ktoś miałby zatrzymać się nad moim marzeniem i łechtać szczęście aż po zmrużenie oczu? Dlaczego tak bardzo potrzebuję aprobaty, komentarza "jestem z ciebie dumny"?
Czy aby odpowiednio docenić własne starania, musimy za nie zostać pochwaleni?


                    (źródło: syazmalik.blogspot.com)

środa, 24 czerwca 2015

Veni, vidi, vici



Czy niektórzy ludzie przychodzą tylko po to, żeby wszystko zepsuć? Są w naszym życiu przerażającymi klaunami, którzy chcą wprowadzić odrobinę humoru,  a jedyne co przynoszą to strach i zażenowanie?

Pół roku. Pół roku zajęło mi wyrzucenie z mojego życia myśli o tobie, a ty tak po prostu przychodzisz i depczesz tę, w końcu, stabilną konstrukcje bez mrugnięcia okiem, Wiktorze.
Po co to zrobiłeś – nie wiem. Domyślam się, że zżerały cię wyrzuty sumienia, a może się zwyczajnie stęskniłeś. Może przypomniałeś sobie, że istniałam. Że istnieję.

Nie przyniosłeś niczego, czego bym nie znała, nie zmieniłeś się, nie zaskoczyłeś mnie. W tobie nie zmieniło się nic, nic nawet nie drgnęło.

Hanka przeszła długą i krętą drogę. Przeszła przez frustrację, wyparcie, substytuty szczęścia, szukanie w sobie dziecięcego głosu, uświadamianie sobie własnych pragnień i oczekiwań, przyglądała się sobie z zewnątrz, wybrała nową drogę i jest już przy jej końcu.

Wreszcie zaczęłam budować. Kamień po kamieniu, cegła po cegle, mozolnie, ale wytrwale. Wstawiłam też drzwi i okna, rzuciłam na wszystko światło od wschodu, by widzieć jak każdy dzień budzi się do życia, jak wszystko zaczyna być widzialne, kiedy umiera noc.
Udekorowałam przestronne, czyste wnętrza pachnącymi kwiatami i lekkimi firankami i wtedy przychodzisz ty.
Otwierasz drzwi bez pukania. Niesiesz w rękach kwiaty, ale nie wycierasz na progu butów i całe pomieszczenie wypełnia błoto. Błoto i kwiaty.
Rozsiadasz się na kanapie i chcesz, bym usiadła obok, a nie robisz mi wystarczająco miejsca. Zapamiętałeś mnie jako malutką, Wiktorze. A ja urosłam, zmężniałam, nabrałam siły i nie wystarczy mi ułamek przestrzeni obok ciebie.
Pozwalam ci mówić.
Żartujesz, starasz się być wyluzowany, ale chyba wiesz, że przyszedłeś o pół roku za późno, przyszedłeś na gotowe. Przyszedłeś, kiedy w moich łzach w przezroczystym flakonie stoją kwiaty i nie ma już miejsca na nowy bukiet, nie ma w domu wody, do której je wstawię. Nie będzie więcej łez.

Wiesz, Wiktorze? Możesz przychodzić kiedy chcesz, tylko proszę, wycieraj buty. Nie przynoś błota ani kwiatów. Nie przynoś mi niczego.
Ale jeśli musisz zbudować teraz własną siłę, oczyścić się, nauczyć trzymać balans, to będę ci kibicować. Będę patrzeć z okna jak wstajesz na równe nogi i idziesz.
Obyś zaszedł gdzieś, gdzie będziesz szczęśliwy, Wiktorze.

 (źródło: www.jeriko.de)

Powiązane notki:

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Nie ufaj facetowi, który nie chce cie przelecieć



Początek lata oznaczał dla nich jedno – zakupy. Hania, Martyna i Jolka wzbogacały swoją garderobę o zmysłowe, letnie sukienki, kiedy Martyna wszczęła dyskusję:
- Wiecie, Daniel jest miłością mojego życia. Czuję to. –  zamyśliła się, zaplatając kosmyk swoich mocno kręconych włosów wokół wskazującego palca.
- Skąd wiesz? – Wychyliłam głowę z przymierzalni. Byłam na jej miejscu nie raz, chciałam usłyszeć myśli zakochanej osoby z zewnątrz.
- Ma wszystko, czego szukam w mężczyźnie. No i od momentu, w którym pierwszy raz się spotkaliśmy wiedziałam, że chce mnie przelecieć. – Martyna patrzyła w lustro jak w bezkresny horyzont.
- A to nie jest tak, ze każdy facet chce przelecieć każdą kobietę? No dobra, prawie każdą kobietę? – poprawiłam się.
- Wyobraź sobie, że nie. Są faceci, którzy nie chcąc skrzywdzić kobiety, nie pomyślą nawet o wspólnym seksie. Może pomyślą gdzieś, kiedyś, przypadkiem, ale odsuną od siebie tą myśl. „Ona pewnie chce związku, nie będę jej krzywdził” – Martyna zniżyła głos, udając mężczyznę – a Daniel miał tę zwierzęcą iskrę w oku od początku. Rozbierał mnie wzrokiem, a mówił o jagnięcinie z pieczonymi ziemniakami.
- To niesamowite, gdy facet tłumaczy się, że nie przeleci laski, żeby ona później nie cierpiała. – Jolka włączyła się do dyskusji, wychodząc z przymierzalni w krótkiej, czerwonej sukience, eleganckiej ale i seksownej. – A kto powiedział, że kobieta będzie później cierpieć? Zresztą, ja nie kupuję kota w worku.
- Otóż to! – wczułam się w dyskusję – przecież jeśli kobieta chce z tym poczekać, to czeka. Nikt nie pcha się do łóżka, chociaż tego wcale nie chciał. Jesteśmy dorośli, bierzemy odpowiedzialność za swoje czyny.
- Tak. Przeleć mnie ty, albo przeleci mnie inny. To nie ja będę stratna - Jolka pogładziła się po smukłej talii, odrzucając długie blond włosy do tyłu.
- Dziewczyny, trochę was już ponosi, życie to nie tylko seks – Martyna tańczyła przed lustrem, przykładając do bioder długą spódnicę.
- Ale to przede wszystkim seks. Chciałabyś umawiać się z facetem, który nie zerka na ciebie ukradkiem? Który nie stoi na tyle blisko byś czuła jego oddech na szyi? Dla którego nie jesteś pociągająca, seksowna, zmysłowa? – zapytałam.
- Oczywiście, że nie!
- No właśnie. – Skwitowała Jolka - jeśli nie pragnie cię odkąd cię zobaczył, to już nie zapragnie cię nigdy. To zwierzęcy instynkt, facet nie nabierze na ciebie ochoty przy blasku księżyca w pełni. Podobasz się, albo się nie podobasz. Krótka piłka. 


(źródło: sexyforlove.com
Powiązane notki

niedziela, 21 czerwca 2015

Do zobaczenia nigdy

Są pożegnania o których wiemy, że są ostatnimi.
Otoczka wspólnego zaufania i sympatii każe żegnać się z naciskiem na kolejne spotkanie - "do zobaczenia"/"do widzenia"/ "na razie", kiedy powinniśmy powiedzieć "żegnaj".

- Zobaczymy się jeszcze?- Hanka zapytała Wiktora całując go namiętnie na czwartym peronie rozświetlonego dworca. Jej dłoń zewnętrzną stroną gładziła jego miękki policzek, a świat nie skupiał na nich żadnej uwagi. Ludzie biegli do pociągów, bezdomny podszedł do pani z białym pudelkiem prosząc o dwa złote, złotowłosa dziewczynka piła przez rurkę skoczek jabłkowy w kartoniku.

Hania poprosiła o kolejne spotkanie. W domyśle. Kto pyta swojego partnera, czy się jeszcze spotkamy? Kto żegna się z nim jak z panem, który ukroił i sprzedał ci właśnie najchudszy kawałek karkówki w mięsnym? "Przyjdę jeszcze do Pana. Będzie pan miał jeszcze tę karkówkę?"

 "Czy spotkamy się jeszcze, Wiktorze?" - pytam ja.
Zmieszany Wiktor odsunął się o pół centymetra, a trochę tak, jakby odsunął się o miliony lat świetlnych.
- Yy, tak. Tak! - odpowiedział z oczywistą oczywistością.

Która para żegna się tak, jakby miała więcej się nie spotkać?
My.

Hania wsiadła do pachnącego nowością pociągu. Usiadła przy oknie i próbowała odnaleźć wzrokiem Wiktora. Pociąg ruszył, a ja widziałam jego plecy, gdy schodził po schodach.
Nie spotkaliśmy się już nigdy więcej.

Czasami żegnasz się z kimś i wiesz, że go już nigdy nie zobaczysz. Mówisz "do zobaczenia", ale czujesz, że wasza więź urywa się na zawsze. Prędzej zobaczysz tę samą panią o kruczoczarnych włosach, która zgubiła się wśród podobnych do siebie ulic wielkiego miasta, niż osobę, której oddałaś cząstkę siebie.

Może lepiej byłoby nie żegnać się wcale? Zniknąć po cichu, rozpłynąć się w atmosferze?
W miłej atmosferze nieżegnania.

 Photo: Robert Doisneau

środa, 10 czerwca 2015

Czy ktokolwiek ma prawo zniszczyć nasz pozytywny obraz siebie?

Jednego dnia uważasz, że jesteś ładna, masz piękne usta i dobrze Ci w błękitnym, a wystarczy jeden dupek, by sprawić, że poczujesz się jak szara mysz? Jeden dupek, byś pomyślała, że jesteś warta tyle, co DVD z pierwszym sezonem Warsaw Shore leżące pośród książek popularnonaukowych?

Minęły dwa tygodnie, a Daniel się nie odzywał. Martyna była pewna, że nie odezwie się już nigdy.
- Bez przesady, to dopiero dwa tygodnie. Może myślał, że to ty masz się odezwać? - Zapytałam.
- Nie, na pewno nie. Kiedy się żegnaliśmy, powiedział "zadzwonię".
- A jesteś pewna, że to nie był jednorazowy numerek? - Hanka wykrzywiła twarz żałując tych słów. Jednorazowy numerek to gwóźdź do trumny dla dziewczyny, która właśnie zaczęła zakochiwać się w chłopaku, z którym spała.
- Nie tylko sypialiśmy ze sobą - Martyna popatrzyła w niebo. Dzień był pochmurny, a powietrze wyjątkowo czyste. Ciężkie chmury przenikały się z przejrzystością zapachu, jak jej uczucia do faceta, który zupełnie nie był ich wart. - Może nie powinnam była iść z nim do łóżka już na trzeciej randce. Ale mówił mi, że jestem urocza, że lubi jak marszczy mi się nosek, kiedy się śmieję, otwierał mi drzwi i odsuwał krzesło, kiedy siadałam przy stole - Martyna zmarkotniała.
- Kochanie, ale tak powinien zachowywać się każdy mężczyzna! To, że umawiałaś się z jakimiś dzieciakami... Dosłownie! Nie, żebym wypominała ci tego studenta, ale... Może zwyczajnie wymaż Daniela z pamięci. - Mówiłam szczerze. To, że Daniel przejawiał resztki gentlemańskich gestów wcale nie oznaczało, że miał prawo sprawiać, by Martyna czuła się źle z samą sobą. Nie upoważniały go do tego trzy randki, jeden sex, ani żadne słowo, które kiedykolwiek wypowiedział w całym swoim życiu.
- To co ja mam teraz zrobić? - Mogę przysiąc, że Martyna miała łzy w oczach.
- To, jak czujesz się sama ze sobą nie może być zależne od nikogo, poza Tobą samą. Ani twój mąż, twoje dziecko, najlepszy przyjaciel, rodzice, a już na pewno nie koleś, który stworzył wokół siebie otoczkę godnego twojego towarzystwa - NIKT, tylko ty masz władzę nad tym, ile jesteś warta. Czy będziesz siebie akceptować i czy będziesz się czuła wystarczająco fajna, by spędzić miło wieczór. Sama, z Danielem, ze mną, whatever. Ty wybierasz.

Daniel zadzwonił trzy godziny po naszym spotkaniu. Martyna właśnie oglądała amerykański serial o prawniczce, która patrzyła pustym wzrokiem w telefon myśląc, że najwyraźniej się zepsuł, skoro milczy od dwóch dni. - You go girl!- Martyna krzyknęła patrząc w ekran telewizora - to ty decydujesz, jak będziesz się czuć sama ze sobą ! - Wyciszyła dźwięki w telefonie i nalała sobie drugą szklankę marchewkowego soku.
Oddzwoniła do Daniela dopiero wtedy, gdy wypiła cały sok i obejrzała dwa odcinki serialu. To zabawne, że sokowirówka kurzyła się przez rok, czekając na odpowiedniego kompana, do wspólnego wyciskania soków, a najlepszym kompanem okazała się... ona sama.
Dwa dni później wyciskali soki z Danielem. W jej łóżku.


(źródło:http://www.theenhancementexperts.com)

Powiązane notki
Skąd wiedzieć, że to jednorazowy seks?
Co ja w nim widziałam?
Test pewności siebie

niedziela, 7 czerwca 2015

Niebezpiecznie bezpieczna

Coś musi się totalnie rozjebać, aby pociągnąć w mózgu zwoje odpowiedzialne za zmiany. Wola walki nie bierze się z czytania artykułów o tym, ze wystarczy skrócić prysznic o 5 minut, albo kupować Cisowiankę, by dzieci w Afryce miały 100ml czystej wody dziennie na głowę. Nie wzruszają nas historie, cudze błędy. Mnie nie wzruszają. Być może w trakcie lektury dygnie mi brewka, natomiast niczego to nie zmienia.

Motorem jest beznadzieja, gówno, rozpierdol. Motorem jest moment, w którym patrzysz w lustro i myślisz "jestem gruba, brzydka i samotna". I chociaż różne kobiety, z różnych środowisk, o różnych zainteresowaniach mówią, że ci zazdroszczą, a faceci ponoć ślinią się na twój widok, nie potrafisz pozbyć się uczucia, że jesteś - jak to pięknie napisała Małgorzata Halber - najgorszym człowiekiem na świecie. W tym stanie jedno jest dobre - że możesz go przeżyć raz, trzy, osiem; możesz w nim tkwić prawie całe życie, ale to, co sprawi, że motor się zapali i dowiezie Cie na dramatyczny spektakl "Zawalcz o swoje życie, Haniu" jest znudzenie.

Najpierw znudziła mnie bezpieczna przystań, miłe wieczory z czatowaniem ze znajomymi na fejsie i zajadaniem deski serów popijanej wytrawnym winem. Znudziło mnie to, że od nikogo niczego nie wymagam, że dzielę cudze obietnice przez 10. Wtedy postanowiłam coś zmienić. Wtedy pozwoliłam sobie się zakochać.


Wiem, że w życiu nie ma przypadków. Wiem, Wiktorze, że byłeś tu po to, bym przypomniała sobie czym jest chujnia, gówno i rozpierdol. Bym przestała spędzać czas na czytaniu książek w szklanej kuli, a zaczęła patrzeć w lustro mówiąc "weź się w garść paskudna świnio".
Jedyne czego żałuję w tej chwili w związku z tobą, to tej spódniczki, której nawet nie lubiłam, ale zostawiłam ją u ciebie. Tego, że zapomniałam ją zabrać, a kiedy się żegnaliśmy powiedziałeś "do zobaczenia". I choć nie lubiłam tej spódniczki, to denerwuje mnie, że nadal masz coś mojego, nawet jeśli było przecenione o 50%.

Mam plan, nowy pomysł. Ruszam tam bez nikogo, ruszam tam sama. Nie wiem, może po to, by budować nową szklaną kulę i zaaranżować w niej nieco inne oświetlenie.
Chcę biec pod górkę ze świadomością, że mogę dostać wpierdol.
To nic, umierałam wiele razy, mogę umrzeć jeszcze kilka.
Doceniam piękno rodzenia się od nowa.

                     (foto: Aleksander Yakovlev, źródło: art-sheep.com)

poniedziałek, 25 maja 2015

Budowanie relacji w trosce o samą siebie

Pamiętam, jak zaczynałam nową szkołę i podeszła do mnie jedna dziewczynka.
Stałam sama. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i trochę się bałam, że powtórzy się koszmar poprzedniej szkoły, w której byłam przezroczysta w kierunku do nielubiana. Szkoły, w której nikt nie wiedział, że lubię się śmiać, piszę wiersze i spędzam dużo czasu z moją rodziną, która jest naprawdę klawa.
Podeszła do mnie dziewczynka o brązowych, długich włosach, ubrana w modny sweter z Big Stara i zapytała na jednym wdechu i w jednostajnej tonacji - gdzie byłaś na wakacjach bo ja w Chorwacji?
- w Tunezji. - odpowiedziałam cicho, ale z przekonaniem.

To zabawne, ale ani wtedy ani nigdy później nie byłam w Tunezji. W ogóle mnie tam nie ciągnie, a tamtego lata byłam z rodzicami nad polskim morzem i było cudownie. Teraz mówię głośno, że uwielbiam polskie morze i mam w dupie Tunezję, ale wtedy nie mówiłam.

Jakoś nie potrafię znaleźć równowagi. Kiedyś byłam nieśmiała i starałam się nie wdawać w dyskusje a teraz, jeśli już coś powiem, to zbyt dosadnie, zbyt szczerze, zbyt głośno, zbyt stanowczo.
Pewnie dlatego utrzymuję częstszy kontakt z ludźmi, których znam po 13, 15 lat, a silna paczka ze studiów okazała się paczką wysłaną drogą morską za pośrednictwem Poczty Polskiej - jeśli nie utonie, to dopłynie ograbiona ze wszystkiego, co cenne.

Po studiach wydawało mi się, że zbudowałam dorosłe, trwałe relacje z ludźmi, których darzę ogromną sympatią. A okazało się, że w dorosłym życiu relacje budują się same tylko na chwilę i aby przetrwały dłużej, potrzeba zaangażowania obu stron. Dlatego kiedy próby kontaktu ze znajomymi kończą się lakonicznym "u mnie ok", nie chce mi się walczyć. Dlatego wiem, że przyjaźń z moją przyjaciółką to relacja, nad którą obie bardzo dużo pracowałyśmy i pracujemy. W której nauczyłyśmy się mówić "nie mam weny żeby dziś rozmawiać" i rozmawiamy za parę dni, bo szanujemy swoją indywidualność i to, że przyjaźń to nie są kajdany. Jeśli idziemy zjeść, nie musimy iść na kompromisy co do lokalu, możemy posiedzieć w jednym, a później drugim miejscu. Jeśli chcemy czegoś innego, nie poświęcamy się, by później wypominać, tylko szukamy najlepszego rozwiązania (ostatecznie nie jesteśmy przecież bliźniętami syjamskimi). Chwilę zajęło nam nauczenie się zrozumienia, mówienia wprost nie zawsze miłych rzeczy i wreszcie - bycia sobą i akceptowania swoich największych dziwactw. Gadać o wszystkim i o niczym, ale też milczeć bez zawstydzenia.

Zmierzam do tego, że relacja z drugim człowiekiem nigdy nie przychodzi sama. Związek z rodziną,  partnerem, kumplami, to ciężka praca i pierwsze pytanie brzmi "czy chcę tę pracę podjąć?"

Najpierw zaczęłam pracę nad sobą, by nie wstydzić się swoich upodobań, opinii, przeżyć. By nie być małą Hanią, która myśli, że to co ma ktoś, jest zawsze lepsze niż to, co ma ona.

Później nauczyłam się rezygnować z toksycznych znajomości. Odchodzić, nie zabiegać za kimś, kto nie wykazuje inicjatywy (szkoda, że nie nauczyłam się tego przed poznaniem Wiktora), nie przywiązywać się.

Teraz uczę się zostawać, jeśli warto.

źródło: animals-zone.com

piątek, 22 maja 2015

Całuj mnie weekendowo

Ludzie tak rozdają te pocałunki, jak "dzień dobry" wchodząc do sklepu. Począwszy od tych w policzek, na namiętnych kończąc.
Byłam z przyjaciółką u niej w pracy, gdzie witała i żegnała się z kolegą buziakiem w policzek. Wszystko gra. Ale kiedy jej kolega chciał dać mi buziaka, cofnęłam się. Może i jestem przewrażliwiona, może mam większą niż inni przestrzeń osobistą, a może nie odczuwam potrzeby wymiany buziaków z obcym facetem.

O dziwo, częściej niż buziaki, dostrzegam wymianę pocałunków francuskich. Albo brzydko i potocznie mówiąc, wymianę śliny. Fuj. 
Stoję na parkiecie, a wokół całują się obcy sobie ludzie. Pierwszy z pierwszą, drugi z pierwszą, druga z pierwszym. Piąteczek, poszukiwanie utraconej czułości. Akurat wstali od biurka, akurat nie są na siłowni, akurat w pobliżu nie ma nikogo znajomego - poczujmy się zakochani.

Żadne z nich nie jest gotowe na związek, nie ma czasu, nie ma miejsca na półce w łazience na drugą szczoteczkę. Chcą wolności i pocałunków.

A później żegnam się z kolegą, a on zaczyna mnie całować, jakbyśmy zakochali się po raz pierwszy. Gdyby nie moja dezorientacja, zgięta w kolanie nóżka sama dygnęłaby do góry, unosząc stopę ku niebu.

A tak odeszłam zdezorientowana, nie wiedząc, czy kolega walczy z samotnością, dał ponieść się chwili, czy może marzył o tym o tym od dłuższego czasu. A może, jako samotna kobieta, zwyczajnie sprowokowałam go do tego, by rozdał mi odrobinę weekendowej namiętności?

Weekendowa namiętność. To wszystko, na co nas stać?


poniedziałek, 11 maja 2015

Niezniszczalna

Myślałam, że nie mam prawa do bycia słabą. Prawa do łez, pomyłek, złego samopoczucia, choroby, niewiedzy, gniewu, niedoskonałości.
Tłumiłam w sobie wszystkie złe emocje.
Nie pozwalałam sobie na błędy i... to był największy błąd.



Hanka, która wpada w wir pracy, musi być zawsze najlepsza. Nie chodzi tylko o ambicje, i tak nie lubi swojej pracy. Ani tej pierwszej, ani drugiej, ani trzeciej. Pracuje, bo nie chce pozwolić sobie na bycie bezużyteczną, zbyt leniwą, zależną finansowo.
Kiedy chcę zjeść dobry obiad w restauracji, jem dobry obiad w restauracji, a kiedy chcę napić się dobrego wina, kupuję sobie dobre wino. Nie potrzebuję do tego ludzi, poza osobami, które mi je sprzedają, wyprodukują, dowiozą do sklepu, ale im za to płacę, niczego nie dostaję za ładne oczy.

Kiedy Wiktor zostawił Hankę z krótkim SMSem na do widzenia, rzuciła telefonem o podłogę i się rozpłakała. Pierwszy i ostatni raz po rozstaniu. Kiedy otarła łzy, podniosła telefon i położyła się do łóżka. Choć ból rozrywał jej serce, a w głowie pojawiały się setki scenariuszy, jak rozwiązać daną sytuację, nie zrobiła nic. Jestem silna. Jesteś silna.
Chciałam powiedzieć, że jest mi smutno, przykro, że może da się to jeszcze naprawić. Chciałam zapytać, co jest powodem twojej decyzji, chciałam usłyszeć to prosto w twarz.
Co zrobiłam? Nic. Nic, bo byłam silna.

Kiedy ktoś prosi mnie o pomoc, rzucam swoje mniej ważne sprawy i pomagam. Słucham, naprawiam, radzę, znoszę, rozwiązuję, jestem na czas tam, gdzie obiecałam. Dotrzymuję słowa ludziom, którzy mnie zawiedli i pewnie jeszcze nie raz zawiodą.
To zabawne. Ludzie rzucają krążkiem w kolorze złota i srebra chorym dzieciom, bezdomnym, narkomanom i myślą, że zbawili świat. Dajemy 2 złote na chore dzieci, których nie znamy i które nawet tych pieniędzy pewnie nie ujrzą, a nie dotrzymujemy słowa najbliższym ludziom. I nazywamy siebie dobrymi ludźmi. Myślimy, że takie sztuczne gesty zrobią z nas człowieka.

W końcu dotarło do mnie, że mogę być słaba, zmęczona, nie w humorze, bez weny. Mogę się mylić, mieć ochotę oglądać ze swojego łóżka białe chmury, które zmieniają kształt pod wpływem wiatru i nie odbierać w tym czasie telefonu. Co jest ważniejsze, niż te piękne chmury, to świecące słońce, to że leżę na łóżku przykryta mięciutkim kocykiem?
Kto jest ważniejszy ode mnie, że resztkami sił wykonuję mu przysługę? Kto pogłaszcze mnie po głowie, kiedy pozwolę sobie rozpaść się na drobne kawałki, kiedy przerosną mnie obowiązki i wypracowana przez lata niezależność?

Obiecałam sobie, że jeśli zechce mi się płakać to stanę, ukryję twarz w dłoniach i się rozpłaczę. Obiecuję sobie, że jeśli ktoś mnie zrani powiem mu, że mnie zranił i pozwolę sobie z tym nie radzić.
Łudzę się, że to większa odwaga, niż bycie zawsze niezniszczalną.


(Źródło: wallpapercup.com)