środa, 24 czerwca 2015

Veni, vidi, vici



Czy niektórzy ludzie przychodzą tylko po to, żeby wszystko zepsuć? Są w naszym życiu przerażającymi klaunami, którzy chcą wprowadzić odrobinę humoru,  a jedyne co przynoszą to strach i zażenowanie?

Pół roku. Pół roku zajęło mi wyrzucenie z mojego życia myśli o tobie, a ty tak po prostu przychodzisz i depczesz tę, w końcu, stabilną konstrukcje bez mrugnięcia okiem, Wiktorze.
Po co to zrobiłeś – nie wiem. Domyślam się, że zżerały cię wyrzuty sumienia, a może się zwyczajnie stęskniłeś. Może przypomniałeś sobie, że istniałam. Że istnieję.

Nie przyniosłeś niczego, czego bym nie znała, nie zmieniłeś się, nie zaskoczyłeś mnie. W tobie nie zmieniło się nic, nic nawet nie drgnęło.

Hanka przeszła długą i krętą drogę. Przeszła przez frustrację, wyparcie, substytuty szczęścia, szukanie w sobie dziecięcego głosu, uświadamianie sobie własnych pragnień i oczekiwań, przyglądała się sobie z zewnątrz, wybrała nową drogę i jest już przy jej końcu.

Wreszcie zaczęłam budować. Kamień po kamieniu, cegła po cegle, mozolnie, ale wytrwale. Wstawiłam też drzwi i okna, rzuciłam na wszystko światło od wschodu, by widzieć jak każdy dzień budzi się do życia, jak wszystko zaczyna być widzialne, kiedy umiera noc.
Udekorowałam przestronne, czyste wnętrza pachnącymi kwiatami i lekkimi firankami i wtedy przychodzisz ty.
Otwierasz drzwi bez pukania. Niesiesz w rękach kwiaty, ale nie wycierasz na progu butów i całe pomieszczenie wypełnia błoto. Błoto i kwiaty.
Rozsiadasz się na kanapie i chcesz, bym usiadła obok, a nie robisz mi wystarczająco miejsca. Zapamiętałeś mnie jako malutką, Wiktorze. A ja urosłam, zmężniałam, nabrałam siły i nie wystarczy mi ułamek przestrzeni obok ciebie.
Pozwalam ci mówić.
Żartujesz, starasz się być wyluzowany, ale chyba wiesz, że przyszedłeś o pół roku za późno, przyszedłeś na gotowe. Przyszedłeś, kiedy w moich łzach w przezroczystym flakonie stoją kwiaty i nie ma już miejsca na nowy bukiet, nie ma w domu wody, do której je wstawię. Nie będzie więcej łez.

Wiesz, Wiktorze? Możesz przychodzić kiedy chcesz, tylko proszę, wycieraj buty. Nie przynoś błota ani kwiatów. Nie przynoś mi niczego.
Ale jeśli musisz zbudować teraz własną siłę, oczyścić się, nauczyć trzymać balans, to będę ci kibicować. Będę patrzeć z okna jak wstajesz na równe nogi i idziesz.
Obyś zaszedł gdzieś, gdzie będziesz szczęśliwy, Wiktorze.

 (źródło: www.jeriko.de)

Powiązane notki:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz