czwartek, 19 marca 2015

Przypływy i odpływy


Spróbowałam popatrzeć na świat czarno, lub biało. Chuj, nie potrafię. Tak, wiem, to dobrze. Powiesz: świat ma wiele barw, i nie mówisz, o odcieniach szarości. Mój pełen jest kolorów, których niejeden mężczyzna nie potrafiłby nazwać. Ja chyba też nie potrafię.

Na przykład nie potrafię nazwać tego, co czuję w tej chwili do Wiktora.

Gdybym miała powiedzieć jaką jest barwą, byłby rdzą. Rdzą, która osiadła na różowej karoserii tego, hm, związku.
Jest ciemnym granatem morza, rozbijającego fale o brzeg. 
Spowitym mrokiem horyzontem, który kończy się blisko brzegu, a dalej jest już tylko dźwięk i wyobraźnia.

Pojechałabym nad morze. Usiadła na piasku i przysypała nim stopy. Napawała oczy pasmem nieregularnej fali, która nie jest piękna, ale cieszy, bo jest. Zobaczyć przypływ. A później go odczuć.

Odpływasz jak zabawkowy stateczek. Rzucany przez wodę raz dalej, raz bliżej. Tracę cię z oczu, a później przyciągam na sznurku, zupełnie nie wiem, dlaczego. Ta zabawa nie cieszy, nie rozwija. Nie daje ani radości, ani smutku. Nudzi mnie i jest przedłużana na siłę.

Ale smutno by tak - nikogo nie kochać. O nikim nie śnić, za nikim nie tęsknić. 
Gonię marzenia, nie ciebie, Wiktorze.
Widzę jak toniesz, puszczam powoli twą dłoń.


(Źródło: pictures.4ever.eu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz