Na przykład nie potrafię nazwać tego, co czuję w tej chwili do Wiktora.
Gdybym miała powiedzieć jaką jest barwą, byłby rdzą. Rdzą, która osiadła na różowej karoserii tego, hm, związku.
Jest ciemnym granatem morza, rozbijającego fale o brzeg.
Spowitym mrokiem horyzontem, który kończy się blisko brzegu, a dalej jest już tylko dźwięk i wyobraźnia.
Pojechałabym nad morze. Usiadła na piasku i przysypała nim stopy. Napawała oczy pasmem nieregularnej fali, która nie jest piękna, ale cieszy, bo jest. Zobaczyć przypływ. A później go odczuć.
Odpływasz jak zabawkowy stateczek. Rzucany przez wodę raz dalej, raz bliżej. Tracę cię z oczu, a później przyciągam na sznurku, zupełnie nie wiem, dlaczego. Ta zabawa nie cieszy, nie rozwija. Nie daje ani radości, ani smutku. Nudzi mnie i jest przedłużana na siłę.
Ale smutno by tak - nikogo nie kochać. O nikim nie śnić, za nikim nie tęsknić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz