poniedziałek, 16 marca 2015

Zapraszam, jesteś niemile widziana.

Bycie ładną rodzi więcej problemów niż przyjemności. Mało która kobieta ma w sobie tyle pewności siebie, by przyjaźnić się ze ślicznotką; zapraszać ją do swojego domu i pozwalać jej pić wino ze swoim mężczyzną.


Hanka przyszła do Justyny i Tomka na proszoną kolację. Mieli piękne mieszkanie, urządzone w bieli i ciemnym drewnie. Pierdółki, szkatułki i kwiaty. Tuziny kwiatów wypełniających wielkie, minimalistyczne przestrzenie. Justyna i Tomek byli parą jak z obrazka - ona piękna, on przystojny. Na jej serdecznym palcu błyszczało 5 oszlifowanych karatów, otulonych białym złotem. Mogę się założyć, że wewnętrzna strona obrączki mówiła na zawsze Twój i na zawsze kursywą.
Hanka zdjęła buty i postawiła na wycieraczce w korytarzu. Wolałaby mnie polerować osnutą w lajkrę stópką ich parkietu, ale widocznie był to parkiet lubiący dotyk delikatnej lajkry. Tomasz  pomógł mi zdjąć płaszcz i powiesił go na wieszaku, a Justyna zmierzyła mnie z góry na dół. Nie spodobałam jej się.


Przy stole siedziało trzech mężczyzn i cztery kobiety. W prostym rachunku - o jedną Hanię za dużo. Druga Hania trzymała za rękę Norberta, a Martyna i Mariusz, z którymi przyszłam, interesowali się tylko potężną kolekcja winyli Tomka, ustawionych równo obok gramofonu.
- Haniu, naprawdę pyszna sałatka! - zachwycił się Tomek, unosząc widelec do góry.
- Tak, nie pomyślałabym o takim połączeniu składników - wtórowała mu Justyna.
- A kiedy ty ostatnio zrobiłaś sałatkę? - jej narzeczony zakpił z ustami pełnymi warzyw.
- To ile to już będzie od waszych zaręczyn? - Postanowiłam rozluźnić atmosferę - opowiedzcie jak to wyglądało!


Siedziałam na mahoniowym parkiecie, opierając się plecami o białą ścianę, a w czubek głowy łaskotała mnie zwisająca z parapetu paprotka. Miałam wrażenie, jakby jakieś małe, futerkowe zwierzątko bawiło się moimi włosami i nie wiem, co było mniej komfortowe - to uczucie, czy pełen nienawiści wzrok Justyny, uzupełniony nieszczerym półksiężycem brzoskwiniowych, wąskich ust.
Justyna była wysoką brunetką z dużym biustem. Ubrana w łososiową, rozkloszowaną sukienkę, odsłaniającą jędrne udo. Z dekoltu wystawała czarna koronka jej biustonosza, a szyję zdobił złoty wisiorek z zaczepionym poprzeczne krzyżem. Nie zakładałabym go mając na palcu pierścionek z białego złota.
Atmosfera stawała się z każdym żartem Tomka coraz gęstsza. Uśmiechał się do mnie po kumpelsku widząc, że tylko mnie szczerze bawią jego żarty. Dolewał mi wina i pytał o moją pracę, a Justyna siedziała naburmuszona. Nie czułam się komfortowo, ale wiedziałam, że problemem nie jestem ja, tylko zazdrość o narzeczonego i niska samoocena - bądź co bądź, bardzo ładnej kobiety.


Nie rozumiem tego. Kobiety zawsze traktują mnie jak rywalkę, tak jakby moją jedyną ambicją było odbijanie cudzych narzeczonych. Ten schab jest wyśmienity, ale wolałabym spróbować twojego chłopaka - nonsens.
Tak, przyszłam na kolację sama. Tak, wyglądam ładnie, piję wino, żartuję z twoim narzeczonym. Ale nie, nie chodzę po przyjęciach, by znaleźć sobie męża, albo - tym bardziej -  komuś go skraść.


Bycie ładną rodzi pewne problemy. Bycie ładną i samotną, zawęża grono znajomych.

                                               (źródło: Pinterest)
Facebook

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz